poniedziałek, 30 czerwca 2014

A może morze? Porto Garibaldi wita plażowiczów.

W letnie ciepłe weekendy Ferrara pustoszeje. Całe miasto jedzie nad morze. Kierunek: Porto Garibaldi i pobliskie Lidi (wł. lido - kąpielisko). Nie ma tam złotych piasków czy lazurowej wody. Jest najzwyklejsze morze. Morze dość ładne, choć zdecydowanie brzydsze od Bałtyckiego. Piasek nie ma tego pięknego żółtego koloru, który spotykamy u nas na "zimnej północy", choć posiada taką samą zdolność do ukradkowego wsypywania się do torebki. Nawet nie wiesz kiedy i wracasz z torbą o kilo cięższą. Falochrony na całej długości linii brzegowej sprawiają, że morze jest bardzo spokojne. A przecież zabawa wśród fal daje tyle radości. Jednak zapominasz o tym wszystkim kiedy sprawdzasz temperaturę wody... Idealna!  


Czytaj dalej »

niedziela, 22 czerwca 2014

Wokół Moneta, impresjoniści w Vicenzie

Vicenza. Początek maja. Ostatnie dni wystawy. I to wystawy nie byle jakiej. Wokół Moneta. Historia krajobrazu od siedemnastego do dwudziestego wieku to nie zwykła wystawa, to prawdziwa podróż. Podróż, którą odbywamy w towarzystwie najwybitniejszych pejzażystów. Stawiamy pierwsze kroki wraz z prekursorami, podpatrujemy życie osiemnastowiecznych miast, zakochujemy się w naturze tak jak dziewiętnastowieczni romantycy, dajemy ponieść się szaleństwu barw wraz z moimi ukochanymi impresjonistami, by na końcu oszaleć z zachwytu nad twórczością Moneta. Gotowi na małą wycieczkę?

Claude Monet, Doma rybaka na skałach w  Varengeville, 1882

XVII wiek. Powstaje nowy gatunek w sztuce - pejzaż. Do tej pory krajobraz nie był doceniany. Stanowił tylko tło, uzupełnienie. Naszą podróż rozpoczynamy razem z pierwszymi pejzażystami. Otaczają nas holenderskie dzieła Jacoba van Ruisdaela, Meinderta Hobbemy czy Jana van Goyena przedstawiające krajobraz topograficzny (realistyczny - jak zdjęcie z aparatu) oraz francuskie malarstwo Nicolasa Poussina i Claude Lorraina, którzy głównie tworzyli krajobrazy komponowane (niby prawdziwe, ale trochę zmienione, przerobione - taki lekki Photoshop).

Nicolas Poussin, Pejzaż z pogrzebem Fokiona, 1648
Przenosimy się wiek później. Rozkwit wedutyzmu - kierunku w malarstwie, który skupia się na ukazaniu panoramy miasta. Architektura (zarówno ta odwzorowana prawdziwie czy ta zmyślona) staje się najważniejszym elementem pejzażu. Gatunek został wyodrębniony w Holandii, lecz na naszej trasie spotykamy głównie wielkich malarzy tworzących w Wenecji. Canal (zw. Canaletto), Bellotto, Guardi. Razem z nimi zaglądamy do okien domów i do rybackich kutrów.

Giovanni Antonio Canal zwany Canaletto, Basen Świętego Marka, 1738-1739

XIX wiek. Wchodzimy w sam środek sporu pomiędzy romantykami a realistami. Z jednej strony sentymentalni Turner, Constable i Friedrich z drugiej twardo stąpający po ziemi Courbet i Corot. Miękki modelunek i bogaty koloryt przeciw wiernemu odtworzeniu rzeczywistości. Konflikt się zaostrza. Wiecie kogo byście poparli?

William Turner, Krajobraz z rzeką i górami w oddali, ok. 1840-1850

Gustave Courbet, Fale, 1869
Druga połowa XIX wieku. Czas impresjonistów! Moich ukochanych impresjonistów! Cudne kolory, piękne widoki i ta widoczna faktura farby! Ulotność chwili, hołd dla codzienności, uwielbienie momentu. Wzrost znaczenia formy. Poddanie się własnym zmysłom. Tak w skrócie można opisać to co tworzą ci twórcy.

Przechadzamy się wśród dzieł impresjonistów i postimpresjonistów. Niby podobni a tak różni. Każdy z nich ma własny sposób na kreację świata na obrazie. Jedni skupiają się bardziej na kolorze inni na linii. Ale każde z tych dzieł ma w sobie trochę magii. Jest w nich coś urzekającego, ujmującego. Renoir, Van Gogh, Pissarro, Degas, Cézanne, Gaugin, Manet, Sisley - są tutaj wszyscy!

Paul Cézanne, Góra Sainte-Victoire, 1885-1887
Vincent van Gogh, Gaj oliwny II, 1889
Ostatni etap tej podróży wieńczy 25 (dwadzieścia pięć!!!) dzieł Moneta. Taka mała wystawa w wystawie. Claude Monet - malarz nenufarów, mostków i wody. W jego dziełach doskonale widoczna jest zabawa światłem. Szczególnie jak ogląda się całe serie obrazów np. skupiające się wokół katedry w Rouen czy budynku parlamentu w Londynie. Czyż nie cudownie byłoby mieć takiego jednego oryginalnego Moneta w domu... chociażby takiego malutkiego, maluteńkiego? Jego dzieła koją zmysły, pozwalają odpocząć, dają chwilę wytchnienia w pędzie codziennego życia.

Cloude Monet, San Giorgio Maggiore o zmierzchu, 1908
Cloude Monet, Katedra w Rouen, poranek, 1894
Cloude Monet, Nenufary, 1908

Claude Monet, Pole maków niedaleko Giverny, 1885

I to już koniec naszej podróży. Otwarcie następnej wystawy w Vicenzie Van Gogh e Tutankhamen. La sera e i notturni dagli Egizi al Novecento (Van Gogh i Tutanchamon. Wieczór i noc od Egipcjan do XX wieku.) przewidziane jest na 24 grudnia 2014 i potrwa do 2 czerwca 2015. Ogromnie żałuję, że mnie już tam wtedy nie będzie, bo zapowiada się ciekawie (Egipcjanie, Caravaggio, Rembrandt, El Greco, Tycjan, Monet, Gauguin, Mattise czy Hopper - brzmi nieźle prawda?). Może Wy będziecie we Włoszech w tym czasie... a może ja też zawitam ponownie. Kto wie? :)

Jeżeli czujecie niedosyt, poniżej znajduje się film promujący wystawę. Dużo dzieł, spokojna muzyka. Polecam.


Jeszcze kilka słów o organizacji. Od strony logistycznej Vicenza wypadła bardzo dobrze. Duża powierzchnia pałacu daje ogromne możliwości wystawowe i zostały one odpowiednio wykorzystane. Pomimo ogromnej liczby odwiedzających spokojnie można było wszystko zobaczyć. Nawet kanapy były, żeby usiąść (z czym wcześniej we Włoszech się nie spotkałam...niestety) Przemili ochroniarze dyskretnie obserwujący otoczenie i zwracający uwagę na niewskazane zachowania jak np. robienie zdjęć w sposób najgrzeczniejszy jaki widziałam. Jedynym minusem był brak opisów po angielsku (przetłumaczone jedynie zostały tutuły obrazów) co dla osób nie parlających po włosku może być lekkim problemem. Ale zawsze można wykupić audioguide'a.


Tutaj znajdziecie informacje o kolejnych wystawach Linea d'ombra, w tym tej w Vicenzie. A pisałam już, że oprócz cudownej wystawy samo miasto też jest cudne? Nie...będę musiała to nadrobić :)


Verso Monet.
Storia del paesaggio dal Seicento  al Novecento.
22 luty - 4 maja 2014
Vicenza, Basilica Palladiana
Czytaj dalej »

wtorek, 17 czerwca 2014

Fanpage!


Kochani!

Po czterech miesiącach pisania i Waszym pozytywnym odbiorze mojej twórczości (co upewniło mnie w pewności, że będę kontynuować ferraryjskie blogowanie) zakładam mój pierwszy oficjalny fanpage! Dzięki niemu będziecie mogli łatwiej i szybciej dowiadywać się co u mnie nowego! Bo przecież to dopiero 2/3 moich najdłuższych wakacji w życiu! A tyle jeszcze miejsc do zobaczenia: słoneczna Toskania, bajkowe Cinque Terre czy elegancki Mediolan! Zapraszam do polubienia! Baci, Ada :)




Czytaj dalej »

niedziela, 15 czerwca 2014

Rzym: Dzień 4 - Rzymski Miszmasz (czyli: Place, pałace, kościoły i żółwie)

Mieliście tak kiedyś, że zobaczyliście jednego dnia tak dużo podobnych miejsc, że powoli zatarły Wam się różnice pomiędzy nimi i tylko kilka naprawdę ciekawych przykuło Waszą uwagę na tyle, by długo po powrocie nadal pamiętać każdy drobny szczegół? Na pewno... Nie sposób w natłoku wrażeń zatrzymać w pamięci na dłużej emocji i obrazów jakie towarzyszyły każdemu poszczególnemu miejscu. Dlatego kolekcjonujecie zdjęcia, bilety, foldery i ulotki. Nasz ostatni dzień w Rzymie stanął pod znakiem niezliczonej liczby kościołów, fontann i pałaców i gdyby nie to zbieractwo ciężko byłoby mi teraz opisać to wszystko w jakimkolwiek porządku o niczym nie zapominając.

Piazza del Popolo
Czytaj dalej »

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Ferraryjskie Palio - najstarsze na świecie! - Palio a Ferrara - il più antico del mondo!


Palio - największa, najważniejsza, najstarsza i najciekawsza impreza w Ferrarze. Bo Palio to nie tylko wyścigi konne, ale to także wielka parada, pokazy zabaw z chorągwiami, zawody biegowe... i ta atmosfera rywalizacji pomiędzy dzielnicami! Być w Ferrarze i nie zobaczyć? Nie ma mowy! 


Czytaj dalej »

sobota, 31 maja 2014

Rzym: Dzień 3 - U grobu św. Piotra (czyli: Watykan i Zamek Świętego Anioła)

Dzień trzeci. Po dwóch intensywnych dniach zwiedzania wstawało nam się z trudem, ale się nie poddaliśmy. Nasz plan: Watykan! - najmniejsze państwo świata (nie licząc Sealandu :D). 

Czytaj dalej »

czwartek, 29 maja 2014

Matisse w Ferrarze - Matisse a Ferrara

Niby taka mała ta Ferrara, a taka w niej ciekawa wystawa! No bo przecież Henri Matisse to nie jakieś lokalne artyściątko, ale osoba "dość" znana. Dzieła tego francuskiego malarza uważanego za najważniejszego fowistę (ci, którzy ciapali dziwnymi, bardzo żywymi kolorami) do 15 czerwca 2014 roku można podziwiać w Palazzo dei Diamanti w mojej kochanej Ferrarze.


Czytaj dalej »

piątek, 23 maja 2014

Rzym: Dzień 2 - Gladiatorzy, westalki, cesarze (czyli: Koloseum, Forum Romanum i Muzea Kapitolińskie)

Drugi dzień w Rzymie postanowiliśmy spędzić przenosząc się 2000 lat wstecz. Do czasów mitologicznych wierzeń, cesarzy i walk na arenach. Do czasów starożytnego Rzymu!


Czytaj dalej »

wtorek, 20 maja 2014

Rzym: Dzień 1 - Strzała, pszczoły i brak kwiatów (czyli: Śladami Berniniego, Fontanna di Trevi i Schody Hiszpańskie)

Godzina 17.00 - idziemy na miasto! Pierwszego dnia mamy tylko popołudnie/wieczór, żeby coś zobaczyć, ale nas to nie zniechęca. Zaczynamy od Piazza della Repubblica i znajdującej się na nim Fontanny Najady.  Na chwilę wstępujemy też do kościoła Santa Maria degli Angeli stworzonego w miejscu dawnych Term Dioklecjana.

Czytaj dalej »

poniedziałek, 19 maja 2014

Rzym na długi weekend - Roma per il lungo weekend

Ciepły, majowy poranek. Wsiadam do pociągu, aby pojechać do Rzymu i spotkać się z R. Jest środa i mamy zamiar przez 4 dni zwiedzić stolicę Włoch. Wiemy, że nie jest to dużo czasu, ale mamy nadzieję, że uda nam się wykonać nasz plan minimum :D



Czytaj dalej »

piątek, 9 maja 2014

Deszczowa Parma - Parma nella pioggia

Wielka Sobota. Pada. A my jedziemy do Parmy. Pogody się nie wybiera, a czas trzeba dobrze wykorzystać. Wysiadamy z pociągu i kierujemy się w stronę rzeki o oryginalnej nazwie Parma.


Czytaj dalej »

niedziela, 4 maja 2014

Dziewczyna z perłą w Bolonii - La ragazza con l'orecchino di perla a Bologna


Wystawa w Bolonii. Dziewczyna z perłą! Wszędzie słyszę ochy i achy: Dziewczyna z perłą w Italii! Takie szczęście! A ja się tak nie zachwycam, bo jeden znany obraz dobrej wystawy nie czyni - no dobrze, w tym wypadku niejeden :D Ale naprawdę nie wystarczy zgromadzić dzieł znanych malarzy w jednym miejscu, aby wystawa była udana. Ważna dla mnie jest też sama jej organizacja, bo żeby móc podziwiać trzeba mieć odpowiednie warunki.

Ale od początku: Pełny tytuł wystawy to: Mit Złotego Wieku. Od Vermeera do Rembrandta. Arcydzieła z Mauritshuis. Zwiedzając przechodzimy kolejno przez 6 sal, w których możemy podziwiać dzieła znanych i mniej znanych malarzy. Pod obrazami znajdujemy nazwiska takie jak Goyen, Steen (Jedząca ostrygi - cudeńko!!! obraz, a może raczej obrazek (bo wymiary ma maluteńkie - 20,5 x 14,5 cm), a każdy detal idealnie dopracowany, każda koroneczka, każde piórko, po prostu wszystko, a do tego ma jeszcze drugi plan!), Borch, Fabritius (prześliczny Szczygieł), Rembrandt (w sumie to imię, a nie nazwisko), i oczywiście Vermeer.
Johannes Vermeer, Dziewczyna z perłą
Jan Steen, Jedząca ostrygi

Jak na tyle sławnych dzieł powierzchnia wystawy jest zatrważająco mała, a dodatkowo powieszenie tuż obok siebie (na tej samej ścianie) 4 dzieł Rembrandta (przy których przecież każdy chce na chwilę przystanąć, by przyjrzeć im się z bliska) jest dla mnie lekkim nieporozumieniem. Chęć spojrzenia na nie z dystansu zawsze kończy się fiaskiem. Każdy krok w tył powoduje wskoczenie na Twoje miejsce innego chętnego. Nie wiem czy organizatorzy nie przewidzieli takiej ilości odwiedzających czy po prostu nie dysponowali większą przestrzenią, ale wydaje mi się, że to chyba nie tutaj leży problem.

Ciekawie natomiast wykonane zostało oświetlenie. W salach panuje lekki półmrok, a obrazy sprawiają wrażenie jakby to one świeciły własnym światłem, takim od środka (jak gwiazdy!). Panom technikom naprawdę należą się wielkie brawa, bo efekt jest genialny. Trzeba jednak wspomnieć, że powoduje to, że opisy znajdujące się na ścianach są w cieniu i czytanie ich sprawiło mi pewne trudności (swoją drogą są tylko w wersji włoskiej). Niemiłym zaskoczeniem było zachowanie się pracowników galerii. Nieustanie uciszali odwiedzających przeciągłym Ciiiiii! A chyba naturalnym jest, że obrazy wywołują pewne emocje, którymi chce się podzielić z innymi. dyskusję. Niemożliwe jest milczeć gdy chce się zwrócić komuś uwagę na jakiś szczegół dzieła czy skomentować swoje odczucia!

Carel Fabritius, Szczygieł
Na koniec wchodzi się do dość dużej sali, w której jedynym obrazem jest Mona Lisa Północy - Dziewczyna z perłą. Fakt. Piękny. Piękna. Tylko jak tu go podziwiać jak czuje się czyjś oddech na plecach i trzeba stać na palcach,by czyjaś czupryna nie zasłaniała widoku...było ciężko, ale jakoś mi się udało :)

Na drugim piętrze znajduje się wystawa współczesnych obrazów inspirowanych Vermeerem. Niektóre ładne, innych nie zrozumiałam (jak zresztą większości z tego co się teraz tworzy). Ale pasjonatom polecam. Wstęp w cenie biletu. A jak już o kosztach mowa: bilet normalny (wł. intero) 12 euro, ulgowy (wł. ridotto) dla studentów i emerytów 9, dla niepełnoletnich 6. 

Jeżeli nie zamierzacie nigdy odwiedzić Hagi to na wystawę pójdźcie, bo warto zobaczyć. Trwa do 25 maja 2014. Może uda Wam się trafić na mniejsze tłumy lub milszych ochroniarzy :) Tylko zarezerwujcie sobie czas, bo oczekiwanie w kolejce na wejście nie jest krótkie (podpowiedź: z samego rana i  w porze lunchowej kolejka jest mniejsza).

I na koniec trochę danych:

La ragazza con l'orecchinoa di perla
Il mito della Golden Age
DA VERMEER A REMBRANDT
Capolavori dal Mautitshuis
8 luty - 25 maja 2014
Bologna, Palazzo Fava
Czytaj dalej »

środa, 30 kwietnia 2014

Festiwal Książki Żydowskiej we Włoszech - Festa del Libro Ebraico in Italia


W Ferrarze trwa V Festiwal Książki Żydowskiej we Włoszech. Według mnie powinien nazywać się Festiwalem Kultury, a nie tylko Książki. Dlaczego? Bo podczas tych sześciu dni mamy nie tylko możliwość spotkania się z autorami (dziennikarzami, publicystami, pisarzami, reporterami), ale także organizowane są liczne wydarzenia towarzyszące: wystawy, koncerty, przedstawienia, degustacje kuchni żydowskiej, wycieczki z przewodnikiem - czyli wszystko co potrzebne, aby zapoznać uczestników z daną kulturą :)

Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć! Z ponad 50 oferowanych wydarzeń wybrałam dwa, które wydały mi się najbardziej interesujące:

1. Koncert: Yiddish Melodies in jazz

Sobotni wieczór. Pięciu facetów grających na scenie. Połączenie amerykańskiego jazzu i muzyki żydowskiej. Czasami wydobywane przez nich dźwięki były dla mojego ucha hmm... dość dziwne. Albo lepiej powiedzieć specyficzne :) Jednak całość zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie. Podsumowując: inaczej lecz ciekawie.


2. Wycieczka z przewodnikiem: Cmentarz Żydowski

Poniedziałkowe popołudnie. Pada. Leje. Ale poszłam, bo naprawdę chciałam zobaczyć żydowski cmentarz ferraryjski i porównać z tymi już widzianymi w Krakowie i Łodzi. A pogoda... no cóż, jej się nie wybiera. 





Cmentarz jest ogromny, podzielony na pięć sektorów, ale w tym samym czasie lekko zapuszczony. Mimo, że w Ferrarze społeczność żydowska działa dość prężnie cmentarz wygląda na zaniedbany. Niekoszona trawa, trochę chaszczy, groby popadające w ruinę. Niemniej jednak warty zobaczenia. Szczególnie z przewodnikiem, który opowiadał nam nie tyle historię cmentarza co pochowanych na nim ludzi. Leży tu chociażby Giorgio Bassani znany autor powieści Ogród rodziny Finzi-Continich (zdjęcie poniżej). Jego grób znajduje się na uboczu, gdyż (jak wytłumaczył przewodnik) Bassani chciał, żeby przyjście do niego nie było przypadkowe, żeby odwiedzającymi byli Ci, którzy naprawdę tego chcieli, a nie zatrzymali się, bo był po drodze czy blisko wejścia.

Poniżej: Błogosławiące dłonie to jeden z ważniejszych żydowskich symboli. Oznaczane nimi są groby kapłanów - męskich potomków kapłana Aarona.



Poniższą inskrypcję można znaleźć na praktycznie każdym żydowskim grobie. W tłumaczeniu oznacza ona "Niech dusza jego będzie związana w wieniec życia wiecznego" i jest odpowiednikiem chrześcijańskiego "Niech spoczywa w pokoju".




Jeżeli będąc w Ferrarze będziecie chcieli odwiedzić ten cmentarz pamiętajcie, że w soboty jest zamknięty! I nie próbujcie otwierać bramy :) Malutkie wejście znajduje się w pobliskim budynku. Tylko życzę Wam lepszej pogody, bo ja po dwóch (tak, tak dwóch!!!) godzinach oprowadzania byłam calutka mokra. I nawet parasolka na niewiele się zdała...

Festiwal trwa od 26 kwietnia do 1 maja 2014 roku.
Przydatne linki: Oficjalna strona organizatora festiwalu, Informacje o cmentarzu
Czytaj dalej »

sobota, 26 kwietnia 2014

Bolonia po raz pierwszy! - Prima volta a Bologna!

Długo nie mogłam się zebrać do napisania o Bolonii, a przecież byłam tam już prawie dwa miesiące temu! A dokładnie 8 marca :) Starałam się przygotować jak najlepiej do odwiedzenia stolicy regionu, w którym żyję: przeczytałam przewodnik (oczywiście wydawnictwa Wiedza i Życie - jak dla mnie najlepszy - znajdujemy w nim mapy regionów, szczegółowe plany miast, zdjęcia, ilustracje, przekroje budynków, najważniejsze informacje, czyli wszystko co potrzeba turyście), poszukałam opinii w blogosferze, porozmawiałam z innymi, którzy już Bolonię zwiedzili i wszystko mówiło mi, że to jedno z piękniejszych miast we Włoszech... I nie mogę powiedzieć, że piękne nie jest, ale zupełnie nie czuję tej magii Bolonii, o której tyle słyszałam. Przez cały dzień próbowałam zachwycić się Bolonią , lecz niestety - nie udało mi się. Może dlatego, że już się zakochałam w Ferrarze :D Niemniej jednak miasto jest warte zobaczenia i jednodniowa wycieczka to zdecydowanie za mało!


Do Bolonii przyjechaliśmy z R. oczywiście pociągiem :) Pierwsze kroki skierowaliśmy do Pałacu Archiginnasio - dawnego budynku uniwersytetu, w którym aktualnie mieści się biblioteka. Znajduje się w nim Teatro anatomico, w którym odbywały się lekcje anatomii połączone z sekcjami zwłok! Udostępniona dla zwiedzających jest także przepiękna narożna sala pałacu wypełniona niezliczonymi woluminami.


Lekko zgłodniawszy spożyliśmy pizzę z okienka (tania a dobra!) i udaliśmy się pod Dwie wieże (kiedyś w Bolonii było ich ok. 200!!! - do dziś przetrwały nieliczne). Pierwsza (Torre Garisenda) niższa i krzywa , druga (Torre Asinelli) wyższa, w sumie czwarta pod względem wysokości we Włoszech - 97 m, prostsza i otwarta dla zwiedzających, co oznacza, że oczywiście się na nią wdrapaliśmy (do pokonania 500 schodów!!!). Panorama jaka się przed nami rozciągnęła była przepiękna! (patrz: pierwsze zdjęcie). Porobiliśmy foteczki i zeszliśmy na dół, bo "lekko" wiało :) W zakamarkach bolońskich uliczek odnaleźliśmy barokowy Kościół Santa Maria della Vita. Malutki, wciśnięty pomiędzy inne budynki kryje w sobie dzieło Niccola dell'Arca. Compianto su Cristo Morto (1463) to siedem postaci z terakoty naturalnej wielkości uchwyconych w ruchu. Warto znaleźć to miejsce na mapie miasta (teraz w dobie gpsów to nie problem, a i informacja turystyczna na Piazza Maggiore działa bardzo prężnie - mają naprawdę dobre mapki) i zobaczyć te figury.

  

Spacerkiem przeszliśmy do Bazyliki Santo Stefano, która jest połączeniem 7 różnych budynków w jednym, w tym 4 kościołów! Nazywana jest także Le Sette Chiese (Siedem Kościołów) lub Gerusalemme bolognese (Bolońskie Jeruzalem). To tutaj znajduje się najstarszy kościół w mieście (z V wieku), grób św. Petroniusza, Fontanna Piłata (według legendy to właśnie w niej Piłat obmył ręce), sarkofagi męczenników z IV wieku, malutkie muzeum i wiele innych piękności, które koniecznie musicie odkryć i zobaczyć!



Kolejny punkt naszej wycieczki to Piazza Maggiore (najważniejszy plac w mieście) i tuż obok niego Piazza Nettuno. Zrobiliśmy sobie zdjęcia z fontanną Neptuna wykonaną w roku 1566 i poszliśmy zwiedzić Bazylikę San Petronio, która z zewnątrz wygląda na niedokończoną... I tak jest w istocie. Kościół zaczęto budować w 1390 roku przy założeniu, że wielkością będzie dorównywać Bazylice św. Piotra w Rzymie (bo przecież im większy tym lepszy!), lecz w trakcie budowy nagle i znacznie zmniejszono fundusze, co można zaobserwować w skończonej tylko do połowy fasadzie bazyliki. Wewnątrz można podziwiać bogato zdobione kaplice boczne i najdłuższą na świecie (66,8 m) meridianę [czyli przebieg linii południka (tutaj akurat 60.)] wymierzoną w 1655 roku przez Gian Domenico Cassiniego. 


 


Byliśmy też na Piazza Verdi, przy którym mieści się Uniwersytet (którego mury są brudne i obwieszone dość obskurnymi plakatami), a dodatkowo jest miejscem spotkań studentów (zarówno w dzień jak i w nocy -  przy innej okazji miałam możliwość uczestniczyć w jednym z nich - tym nocnym oczywiście :D)



Wracając z placu na stację (dość okrężną drogą) wstąpiliśmy do Kościoła San Giacomo Maggiore, w którym znajduje się kaplica rodowa Bentivogliów (1445 roku) i nagrobek Antona Galeazza Bontivoglia wykonany przez Jacobo della Quercia. Doszliśmy do Via dell'Indipendeza, przy której w cieniu arkad znajdują się kawiarnie, butiki oraz sklepy z tradycyjnym włoskim jedzeniem. Przy niej także znajduje się Katedra metropolitalna Świętego Piotra z ciekawą Pietą z roku 1522.





Do Bolonii zawitałam także w kwietniu. Relację z tego dnia będziecie mogli przeczytać tutaj za dni kilka. Opiszę Santuario della Madonna di S. Luca, Kościół św. Dominika i pewną wystawę (klik!) :)
Czytaj dalej »

sobota, 5 kwietnia 2014

Wdrapać się na Monte Ricco - Andare a Monte Ricco

Ktoś wpadł na pomysł: chodźmy w góry. Stwierdziłam: jasne, idziemy. No i poszłam. A właściwie pojechałam. Pociąg zawiózł nas do małej miejscowości Monselice, z której rozpoczęliśmy wędrówkę na Monte Ricco (329,5 m n.p.m.). Weszliśmy na teren parku regionalnego Wzgórz Euganejskich wraz z mieszkańcami miasta, którzy wybrali się na poranny jogging oraz kolarzami wjeżdżającymi i zjeżdżającymi naszą trasą. Początkowo droga prowadziła pod górę, następnie wyrównała poziom i okrążyła wzgórze. Po wykonaniu niepełnego koła doszliśmy do tarasu widokowego z rzeźbą Atlasa po środku. Piękny. Zarówno Atlas jak i widok. Tutaj ponownie rozpoczęła się wspinaczka tylko tym razem po schodach. Po ogromnych, kamiennych schodach. Na szczycie odnaleźliśmy dom. Willę, a wraz z nią tarasy, kwiaty, fontanny. Prześliczna! Nazywa się Eremo di Santa Domenica (eremo - wł. pustelnia) i swoje początki ma w roku 1200, kiedy to władze miasta oddały ten teren pod klasztor benedyktyński. Niecałe 60 lat później mnisi postanowili przenieść się do Padwy, a Monte Ricco stało się miejscem schronienia pustelników. Budynki popadały w ruinę i dopiero w 1920 senator Vittorio Cini sfinansował budowę willi, którą 27 lat później oddał Franciszkanom pod warunkiem nazwania obiektu Pustelnią Świętej Dominiki (dla upamiętnienia swojej babki o tym imieniu). Początkowo mnisi zajmowali się opieką nad chorymi, później eremo stało się miejscem intensywnych ćwiczeń duchowych, a aktualnie jest ośrodkiem pomocy dla młodych ludzi z problemami. 
 





Zeszliśmy z powrotem do podnóża góry. Pozostało nam trochę (niewiele, ale zawsze) wolnego czasu do powrotnego pociągu, więc zdecydowaliśmy się zwiedzić samo Monselice. Nad miastem góruje wzgórze z zamkiem na szczycie, który podziwialiśmy wcześniej z Monte Ricco. Miasteczko o tej porze roku jest ciche i spokojnie. Nieliczne otwarte kawiarnie zapraszają zapachem świeżej kawy, lecz przechodniów jest niewielu. Zakupiliśmy po ciastku i chlebie z dyni i wróciliśmy do Ferrary. 




Jeżeli będziecie kiedyś w okolicy możecie zajrzeć do Monselice. Szczególnie jeżeli macie dość opychania się pastą czy pizzą i chcecie pospalać trochę kalorii poza miastem :)

Bardziej szczegółowe informacje na temat Eremo di Santa Domenica znajdziecie tutaj. Niestety tylko po włosku.

Czytaj dalej »

czwartek, 27 marca 2014

Jeden dzień w Padwie - Una giornata a Padova


Wraz z moimi erasmusowymi znajomymi wybrałam się w sobotę do Padwy. Mogłabym dużo mówić o mieście i jego historii, ale tym razem do opisu zamiast słów użyję zdjęć (no może z kilkoma komentarzami :D). Przedstawiam Wam skrót naszej wycieczki!


Czytaj dalej »

piątek, 21 marca 2014

Castello Estense, Palazzo Schifanoia

Castello Estense


W 1385 roku rozpoczęto budowę zamku w Ferrarze, a w ciągu następnych stuleci przebudowywano i modernizowano go wiele razy. I tak oto z fortecy chroniącej d’Este przed wzburzonym ludem Castello stał się wspaniałą rezydencją. Z zewnątrz monumentalny, a wewnątrz?


Czytaj dalej »